Co to miało być!? Czy on tak wyobrażał sobie naszą przyjaźń... Nie mogę w to uwierzyć. Obiecaliśmy sobie, ma być tylko przyjaźń. Jestem głupia i naiwna, w przypadku Tomka i Phillipa. Co ja mówię? Phillip, taki nie był. O mój bożę, czemu to wszystko jest takie trudne. Miłość do chłopaka, który ma dziewczynę. Nie wiem co się ze mną działo. Zbiegłam na dół, a na schodach słyszałam tylko krzyki Tomka. Już nie wiem co mam teraz zrobić. Może w końcu przejże na oczy. Sjoeen nigdy dla mnie taki nie był. Przejmował się tym co sie za mną działo, nie tak jak... Tomek nigdy o mnie nie pomyślał. Zeszłam na dół, na parter, i zauważyłam Martę.
- Lena, gdzie...- nie zdążyła zapytać, gdyż złapałam ją za rękę i zaprowadziłam do łazienki.- Co sie dzieję?
- Posłuchaj mnie masz coś do Tomka?- zapytałam a dziewczyna się zarumieniła.
- No, wiesz...
- Podoba ci się?- zapytałam
- Chyba tak...- wyjąkała a ja ją przytuliłam.- Ale dlaczego pytasz?
- Weź go sobie. Jeżeli myślałaś, że między nami jest coś, to wiedz, że nic nie było.
- Ej, ej, nic ci nie jest?- zapytała Marta
- Nie, nic. To już zamknięty temat.- powiedziałam i szeroko się uśmiechnęłam. Naglą zadzwonił dzwonek na lekcje.
- Musimy już iść...
- Poczekaj chwilkę.- poprosiłam i wyjęłam telefon. Wystukałam kilka słów i wysłałam... Wiadomość do Maćka.
- Co tam?- zapytała dziewczyna
- Przejrzałam na oczy.- odpowiedziałam patrząc się w lustro. W końcu widziałam tą Lenę. Nie tą jaką była zawsze. Widziałam dziewczynę po spotkaniu z nieznajomym... Z Phillipem. W końcu zrozumiałam.- Co teraz mamy?
- Polski.
- Cud się stał.- powiedziałam i obydwie wybiegłyśmy z łazienki. Byłam szczęśliwa. Marta chyba też... Ja mogłam zrobić to co wcześniej. Zacząć żyć od nowa. Zabrałyśmy plecaki spod drzwi sali i wpadłyśmy. Nauczycielka była bardzo zdziwiona, spojrzała na ekran komputera i powiedziała:
- Lena Kot?
- Już jestem.- wyjaśniłam, wchodząc do klasy. Usiadłam na swoim miejscu obok Kingi. Uśmiechnięta dziewczyna siedziała pod ścianą i żuła gumę. Odsunęłam krzesło i usiadłam, wypakowywując swoje rzeczy. Zeszyt, piórnik...
- Czemu się spóźniłaś?- zapytała rudowłosa dziewczyna
- Małe przeszkody z Tomkiem.
- Jak to?- zapytała i podała mi paczkę gum do żucia. Wzięłam jedną i zaczęłam jej opowiadać wszystko co sie przed chwilką stało.
- Potrzebuję się spotkać z Maćkiem. Muszę tylko skombinować jak wyjść z szkoły. Mamy jeszcze dwie lekcje...
- Może powiesz pani, że się źle czujesz?
- Myślisz, że uwierzy?
- Możesz też poudawać.
-Niby jak?- zapytałam
- Dziewczęta cicho bądźcie!- rozkazała nauczycielka i pokazała na tablicę.- Zapiszcie to kochanę w zeszytach.
- No, ale jak to zrobię?- zapytałam i otworzyłam zeszyt zapisując pierwsze słowa z tablicy.
- Możesz poudawać, że boli cię brzuch.
- Ej, to ty chodzisz na kółko teatralnie a nie ja. Nie umiem.
- Spokojnie pomogę ci, ale troszeczkę przecierpisz.
- Jak to?
- Zobaczysz, tylko nie zapomnij o tym. Od razu po polaku idziemy do łazienki.
- Po co?- zapytałam
- Później ci powiem.
- Mów, może zrobię to teraz.
- Słyszałam, co trzeba zrobić, ale nie wiem czy to wyjdzie. Idź do łazienki i kręć sie wokół.
- Po co mam się kręcić? Przecież to nie dorzeczne.
- Ale zrozum to zakręci się się w głowie. Będziesz miała mocno pokręcone... Dam ci tabletkę a potem zatkasz nos na kilka sekund.
- Jaką znowu tabletkę?
- Moja mama ma coś takiego. Bierzesz, robisz się blada i sie nie dobrze czujesz. A jak się zakręcisz to będzie jeszcze lepiej.
- Są jakieś skutki uboczne?
- Czyli?
- No nie wiem... Wymioty, gorączka lub inne takie.
- Nie, moja mama to stosuję i nic sie jej nie dzieje. Robi tak zazwyczaj, żeby nic w domu nie robić. W tedy tata za nią wszystko odwala.
- Serio!? Masz mocno pojechaną rodzinkę. To mogę tą tabletkę?
- Jasne masz.- powiedziała
- Dzięki, ale to na pewno ta? Nie jakaś inna?
- Przecież mam opakowanie, no leć.
- Proszę panią mogę iść do toalety?- zapytałam
- Coś się stało?- zapytała starsza kobieta.
- Trochę nie dobrze się czuję.- wyjaśniłam zaczynając przedstawienie.
- No to idź.- powiedziała a ja wstałam i wyszłam za drzwi. Udałam się d najbliższej toalety. Zrobiłam tak jak kazała mi dziewczyna. Zakręcić się, wstrzymać oddech, wziąć tabletkę. Nim się obejrzałam nie mogłam wziąść leku, gdyż za bardzo kręciło mi się w głowie. Czułam jakbym miała kaca. Oparłam się o umywalkę i sięgnęłam po tabletkę, którą miałam w kieszeni spodni. Kinga miała rację. Za dobrze do sali dojść nie mogłam, ale w końcu się udało. Otworzyłam klamkę a wszyscy praktycznie zamarli. Pochgwili znalazłam cię jakimś cudem na podłodze, a następnie u higienistki. Skończyło się na tym, że rodzice po mnie przyjechali. Kinga ma dziwne pomysły, ale skuteczne. Po kilkunastu minutach udręki znalazłam się w domu. Myślałam, ze rodzice sobie pójdą, ale jednak się myliłam. Mama pościeliła mi kanapę w salonie i przyprowadziła wysoką, blondynkę. Ubrana była w zwykły codzienny strój, mając czarne okulary.
- Kochanie, mówiłam ci, że przyjdzie psycholog. Oto pani Katarzyna. Masz być miła.- powiedziała i wyszła.
- Mamo, nie stój za ścianą.- powiedziałam i po chwili usłyszałam tupot stóp wchodzących na schody.- Czy poszła sobie?
- Tak poszła. Witaj, jestem psychologiem jak widzisz.- powiedziała dziewczyna i podała mi rękę.
- No, wiem. Nie potrzebnie moja mama panią tu ciągnęła.
- Chyba jednak dobrze, że przyszłam. Słyszałam, że masz niekiedy napady złości, czy to prawda?
- Tak, ale to było pierwszy i ostatni raz.
- A jak to się stało?
- Zwykła codzienność. Rozdrażniło mnie to, że byłam cała mokra a moja mama robiła mi jeszcze wywiadzik.
- Tylko tyle?
- Tak, wpadłam do basenu, miałam tego dość. Wróciłam do domu cała mokra. Niechcący uderzyłam w stolik, który się przewrócił. Czasami mam dość, że mama traktuję mnie jak dwulatka. Ciągle się o wszystko pyta...
- Kochanie, ja wychodzę.- powiedziała moja mama a po chwili usłyszałam zamykające się drzwi.
- No to chyba nie wiem po co tu przyszłam...
- I tak pani dziękuję... Może już pani sobie iść w każdej chwili. Przepraszam to trochę tak nie grzecznie zabrzmiało.
- Ni się nie stało. Skontaktuję się z pani mamą i porozmawiam z nią.
- Dziękuję pani.- powiedziałam i odprowadziałam ją do drzwi. Kobieta bez wahania wyszła a ja zaczęłam sprawdzać czy nikogo nie ma w domu. Na szczęście moję przemyślenia się potwierdziły. Tata nas tylko przywiózł i pojechał do pracy, a mama... Już pojechała. Czułam się już lepiej... Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam masło i ser. Zrobiłam sobie szybką kanapkę i poszłam na górę. Sięgnęłam po nerkę, do której wrzuciłam kilka potrzebnych rzeczy. Klucze od domu, telefon, słuchawki i ładowarkę. Oczywiście musiałam wziąść też pieniądze. Na dworze było bardzo ciepło a ja załorzyłam bluzę i zeszłam do garażu. Wyciągnęłam rower i zrobiłam mały przeglądzik. Na szczęście wszystko było sprawne a ja pozamykałam cały dom, żeby udąc się do Maćka. Zamknęłam ostatnie drzwi i założyłam słuchawki. Póściłam losowe odtwarzanie i pojechałam w kierunku Limanowa. Cóż... Znałam drogę, ale będę musiała jechać gdzieś z trzy godziny. Mniejsza o to, przynajmniej coś schudnę. I tak było. Pędziałam ile mogłam, uważając na wszystko. Po moich przypuszczeniach, trzy godziny później byłam w mieście rodzinnym Kotów. Jeszcze dwie uliczki...
- Kto mówi?- zapytała osoba, przez domofon.
- To ja ciociu, Lena.
- O to ty złotko, już cię wpuszczam.
Po chwili rozległ się cichy pstryk, po którym otworzyły się drzwi. Odłożyłam rower a tata Maćka i Kuby przywitał mnie gorąco.
- O! A kogo tu sprowadza?- zapytał szczęśliwy
- Hej, wujku... Jest...
- Wchodź, a nie pytaj się.
- No dobrze.- powiedziałam i weszłam do środke, przytulnego domku. Zdjęłam buty a mężczyzna zaprowadził mnie do salonu. Ku mojemu zdziwieniu do nas wpadł Kuba. Cały potargany i na dodatek bez koszulki. Pomachał i pobiegł na dół.
- A temu co?- zapytałam
- Myślał, że Gabrysia przyszła.
- Ta jego nowa dziewczyna?
- Tak, urocza dziewczyna.- powiedziała ciocia.
- Mam pytanie, czy jest Maciejka?
- To dziwne, bo rano pytał się, czy może to ciebie przyjechać.- powiedziała kobieta
- Do mnie?- zdziwiałam się
- Tak,a Maniek jest na górze.- powiedział mężczyzna
- Mogę do niego iść?- zapytałam a obydwoje skinęli głowami. Szybciutko na schodach udałam się na góre. Jak pamiętam to był drugi pokój od prawej. Kurna, tylko po której prawej? Raz się żyję. Otworzyłam drzwi do drugiego pokoju i zobaczyłam Maćka siedzącego przy kompie.
- Myślałam, że się wyprowadziłeś?
- Kilka rzeczy mam u siebie, ale jeszcze innych nie wizięłem. Nie myślałem, że na serio przyjedziesz. A gdzie rodzice?
- O kurna zgubiłam ich.- powiedziałam a chłopak się zaśmiał.- Żartuję, nie wiedzą, że tu jestem.
- Życie na krawędzi.
- Tak. Co tam u ciebie?
- Jak widzisz dobrze, a u ciebie?
- Jezu, nigdy się tak nie czułam.
- Co ci?
- W końcu przejrzałam na oczy... Wciąż nie mogę uwierzyć, że byłam taka zaślepiona.
- Ale o co chodzi?
- No, wiesz... Nie mam szczęścia do chłopaków. Tomek to nie był dobry wybór. Ty masz szczęście do mnie.
- Do ciebie!? Jak to?
- Ty wiedziałeś, że Phillip to odpowiednia partia dla mnie.
- No a kto by tego nie wiedział?
- Spójrz przed siebie... J a tego nie widziałam. Popełniłam straszny błąd.
- Chodzi ci o Philla? Czyli, że?
- Posłuchaj, ja się do niego ostro pomyliłam... Juliet nie była z nim w ciąży, a ja źle go oceniłam. On... Straciłam szanse, już po raz kolejny.
- Mówiłem ci od początku, że to nie jego wina.
- Właśnie to zrozumiałam. Było tak blisko. Mogłam się pogodzić... Muszę się z nim spotkać.
- Tylko, że on już wyjechał z Polski...
- Czekaj, czekaj, co? Czyli, że on tu był!?
- No tak.
- Nie powiedziałeś mi!?
- Pokazałem ci...- powiedział a ja się głęboko zastanowiłam. On mi pokazał... Ostatnie raz widzieliśmy się przed imprezą. Czyli, że ten cłopak to był on...
- Już wszystko rozumiem.
- Wiesz, że to jego pocałowałaś?
- Tak.- powiedziałam rozmarzona dotykając swoich ust. To mógł być tylko on. Sjoeen, tak mówił, śmiał się. Głupia ja, czemu tego nie zauważyłam!?
- Masz zamiar go spotkać?- zapytał
- Ty się głupio chyba pytasz. W końcu to przez ciebie.
- Jak to?
- Mogłeś mi powiedzieć.- wyjaśniłam uśmiechnięta.
- Złotko masz to jak w banku...
- Czyli jak? Kredyt hipoteczny?
- Dzwonie po Norwegów.
~***~
Tak właśnie było. Maciek zadzwonił a następnego dnia byliśmy już w Norwegi. Zarezerwowaliśmy sobie hotel. Chociaż z wyjazdem było ciężko. Mama, nie chciała mnie wypuści, ale Maniek już coś jej tam na opowiadał. Chłopak poszedł spotkać się z Norwegami, a ja pozostałam w pokoju. Jak na razie nie miałam ochoty na rozmowy. Nadal nie mogę w to uwierzyć. To był Phillip... Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam lekko zachmurzone niebo. Założyłam trampki i wyszłam z pokoju. Udałam się przed hotel. Zauważyłam wielki park, piękny... Postanowiłam się przejść. Szłam sama alejkami i nie zauważałam praktycznie na nic. Z mną rozbiegały się jakieś krzyki. Niestety nie za bardzo je rozumiałam. Noreweski to nie był mój język. Nagle niebo z ciemniało. Zaczęłąm obchodzić wielką fontannę. Położyłam dłonie na zimnym marmurze i spoglądałam w wodę. Po chwili jedna mała kropelka spadła na mój nos a ja spojrzałam przed siebie. Po drugiej stronie fontanny znajdował się chłopak...
- Phillip?- zapytałam a nieznajomy podniósł głowę. Chłopak zauważył mmie i szybko do mnie podbiegł. Uradowana rzuciłam mu się na szyję bez efektów. Sjoeen stał jak słup soli.- Coś się stało?
- Nawet nie wiesz ilę... Wracasz tak sobie?
- Phill, dja mi wyjaśnić...
- Wiesz ilę przez ciebie wycierpiałem?
- Myślisz, że mi było łatwo?- zapytałam
- Mam już tego dość...
- Przyjechałam... Kurna, po co ja to robiłam?- powiedziałam i odeszłam na drugą stronę fontanny... Chłopak nic nie zrobił. Stał jak wcześniej, a ja? Płakałam, cierpiałam przez niego... Po co ja tu przyjechałam? Mogłam siedzieć i zostać siostrą zakonną. Po chwili rozpadał się ogromny deszcz. Zaczęłam iść w przeciwną stronę, a deszcz lał mocniej i mocniej. Nagle usłyszałam czyjś krzyk.
- Lena, zaczekaj!- krzyknął a ja rzuciłam się do ucieczki. Biegłam pod wiatr cała mokra, nieszczęśliwa. Po chwili chłopak złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Zaczęłam się szarpać a on nie nie miał zamiaru mnie wypuścić.
- Puść mnie!- zarządałam
- Jestem wielkim idiotom, ale wybacz mi.- powiedział i specjalnie złapał mnie za ręcę.
- Co ty robisz?
- Już raz pozwoliłem ci odejść teraz tego nie zrobię...
- Phillip odejdź ode mnie.
- Co proszę?
- To co słyszałeś.- powiedziałam a chłopak ze zdziwieniem się na mnie spojrzał. Szybko posmutniał i odszedł. Zrezygnowana usiadłam na ławeczce. Co ja robię? Kobieto weź się w garść! Przecież go kochasz, prawda? Tak czy nie? Tyle wyborów... Tak, kocham go a on... Nie pozwolę mu odejść. Już zrobiłam kilka błędów. Wstałam i pobiegłam przed siebie. W całej tej ulewie zauważyłam sylwetkę chłopka. Stał sam, ze spuszczoną głową. Jego włosy wyglądały jak po kąpieli, a ubranie było jak śwerzo wyprane. Podbiegłam do niego i stanęłam przed nim. Phillip podniósł głowę a ja zaczęłam płakać. Nie było tego za bardzo widać...
- Przepraszam...- zaczął
- Nie musisz.- wyjaśniłam a on przysunął mnie do siebie. Teraz już byłam tego pewna. Chłopak przysunął się i lekko pocałował mnie w usta.
*********************************************************************
No i tak mija kolejny dzień... Mam nadzieję, że wam się podobał rozdział :) Piszcie w komentarzach, polecajcie znajomym ;) niech komentują do woli. Dziękuję nie którym osobom za nominowanie do Liebster Award. Macie tu piosenkę, która pozwalała mi tworzyć. Niestety muszę przyznać, że już jutro pojawi się Epiolog :(
CZYTAM = KOMENTUJĘ